Powiada się, że uczyć można wtedy jedynie, gdy samemu się już coś umie. I że mówić powinno się wtedy dopiero, gdy rzecz jest przemyślaną. I teoretycznie się z tym zgadzam, ale...
Nie wiem, czy zawsze musi być jakieś 'ale', tym razem jednak pewna lektura mnie zatrzymała. Oto bowiem Kurs cudów powiada, że nauczyciel uczy się tego, czego uczy innych. I zachęca, by nauczyciel uczył innych tego, czego samemu jeszcze do końca nie opanował, bo w ten sposób sam się doskonali. Nie będę wchodzić w kontekst Kursu cudów, niemniej jednak oważ zasada dotyczy nie tylko kwestii duchowych. Nie będę też mówić o sytuacjach, w których naprawdę sami się uczymy, pokazując na przykład swojemu dziecku coś, czego jest ciekawe, a co – do tej pory – i nam było obce. Te z nas, które są matkami, wiedzą, o czym mówię.
Chcę zatrzymać się przy Kręgu. I w Kręgu pozostać. Bywa wszak tak, że – idąc na spotkanie kręgowe – nie wiemy, co chcemy powiedzieć. Mało tego, bywa i tak, że gdy mówią kobiety przed nami, czujemy w głowie pustkę. Albo kłębi się milion myśli i chcemy już, teraz, natychmiast mówić. I zdarza się, niezależnie od tego, czy miałyśmy w głowie pustkę, czy o pierwszeństwo walczyły miliony wątków, otwieramy usta... i słyszymy słowa, które nas zaskakują. Mówimy o sprawach, które chciałybyśmy schować przed samą sobą. Mało tego, z otchłani naszej podświadomości wypływają przyczyny, powiązania... Nazywamy swoje emocje, których świadome nie byłyśmy albo byłyśmy jedynie w pewnej mierze.
Zaczynamy mówić do zebranych kobiet, a po jakimś czasie okazuje się, że przede wszystkim mówimy do siebie. Nie dlatego, że lekceważymy siedzące w Kręgu osoby. Dlatego tylko (czy aby: 'tylko'?), że wreszcie usłyszałyśmy swój głos. Głos zagłuszany tysiącem rzeczy do załatwienia, zobowiązań, których się podjęłyśmy, codziennych spraw i sprawek, ratowaniem świata, układaniem życia bliźnim, dbaniem o rodzinę i przyjaciół etc. A oto on jest. I mówi o mnie. Do mnie. Dla mnie.
Ja jestem najważniejsza. Ja jestem. I słyszę. Słyszę siebie. Rozumiem. Czuję. Kocham.
To jest odkrywcze i wzruszające. Usłyszeć siebie po raz pierwszy. I kolejny. I kolejny. I wiedzieć, że od teraz można dotrzeć do tego głosu - a nawet Głosu – w każdej chwili. A skąd to się wzięło? I dlaczego się wzięło? Wszak wydawało się, że nie mamy tego w sobie. Że nie wiemy.
Udział w Kręgu sprawia, że zaczynamy się słyszeć. Otwieramy usta i wypływają z nich słowa, które uczą nas siebie. One też mogą uczyć te kobiety, które słuchają. Ale ważnym dla mnie teraz jest fakt, że oto mówimy coś, o co się nie podejrzewałyśmy, dzielimy się sobą, której może nie do końca znałyśmy. Uczymy same siebie. Poprzez siebie. Stajemy się swoimi własnymi nauczycielkami. Inne kobiety są po to, by nas – z miłością – wysłuchać. Same zaś – także z miłością – słuchamy swojego wnętrza. I mówimy. Mówimy. Czujemy. Odkrywamy.
Co będzie, gdy dotrze kolejna rundka i odezwę się znowu... Do jakich pokładów dotrę? Co odkryję? Czego się nauczę? Czego się dowiem? Co mnie zaskoczy? Jaką mądrość odkryję w sobie? Czekam. Z ekscytacją charakterystyczną dla odkrywców. Ze spokojem typowym dla kogoś, kto nosi w sobie skarby.
Okazuje się, że oto na moim miejscu siedzi Kobieta, Która Wie.
Ewa Joanna Sankowska
27.06.2024 r.